„Nic lepszego dla człowieka, niż żeby jadł i pił, i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swojej pracy. Zobaczyłem też, że z ręki Bożej to pochodzi.” Kohelet 2,24
Kochani moi 😉
Nie było mnie tutaj prawie miesiąc, bo zmienialiśmy dla Was szatę graficzną i inne zawiłe sprawy związane z serwerami, aby było lepiej. Stęskniłam się za dzieleniem się z Wami wiedzą i pozytywnymi emocjami. Powoli zbliżamy się do końca naszej wspólnej przygody w stawianiu pierwszych kroków w stosowaniu prawa przyciągania. Zostało nam raptem 7 lekcji do odrobienia a potem stosowania ich w realnym świecie. W tym ostatnim bloku chciałabym zająć się poszczególnymi emocjami, ponieważ one są nośnikami tego co się wydarza.
Nie wiem czy lubicie polskie kino, ale podobał mi się ostatnio film Marka Koterskiego „7 uczuć”. Bohater, którego wszyscy znamy z „Dnia Świra” staje się dzieckiem i próbuje dojść do sedna rzeczy, dlaczego jego życie jest tak smutne w dorosłości. Zaciekawiło mnie przedstawienie 7 głównych uczuć, które nam nieustannie towarzyszą i kreują naszą rzeczywistość. Mianowicie radość, złość, smutek, strach, samotność, wstyd i poczucie winy. Zainspirowało mnie to do tego, żebyśmy przez te siedem kolejnych spotkań się nad nimi skupili. Przypadków jak widzicie nie ma 😊
Radość…
Każdy z nas jej doświadczył pewnie nie raz. Zdany egzamin, zaręczyny, narodziny dziecka, wyjazd na wymarzone wakacje, kupno domu. To duże radości, które nawet uważamy za szczęście. Są też te malutkie, codzienne. Wypita kawa o poranku w ogrodzie, spotkanie z koleżanką, piękna pogoda, uśmiech przystojnego nieznajomego na przystanku, kupienie ładnej pary butów. One z kolei zbierając się w większy zbiór, tworzą naszą szczęśliwość ogólną. Kiedy jesteśmy radośni, życie staje się łatwiejsze, patrzymy łaskawszym okiem nawet na osoby, które nas drażnią, łatwiej się nam uczy i pracuje. Fizycznie czujemy się lżejsi niż w rzeczywistości, uśmiechamy się, wygładzają się drobne zmarszczki, jesteśmy odbierani jako atrakcyjniejsi.
Dlaczego więc nie korzystamy z tej emocji wystarczająco często?
Jesteśmy od dziecka szturmowani stwierdzeniami, nie śmiej się tak głośno, bo nie wypada, z czego się tak cieszysz, najpierw graczki później płaczki, ze śmiechu przyjdą płaczki. Zabijana jest w nas spontaniczność ( jako dzieci śmieszy nas wiele rzeczy, np. tupecik wujka ale nie wolno nawet spojrzeć, żeby nikogo nie obrazić a potem widzimy jak rodzice się z niego śmieją po kryjomu i odbieramy sprzeczny komunikat), więc jako dorośli jesteśmy niemalże wyuczeni radości. Tak często spotykam osoby, które uśmiechają się ustami ale oczy są martwe, boją się zachwycić cudami przyrody, bo nie wypada. Dostają prezent i z grzeczności podziękują, ale boją się prawdziwie się nim ucieszyć, albo i okazać, że to jednak nie była wymarzona rzecz. Oszukujemy siebie samych i skazujemy na smutne życie.
Jak to naprawić?
Kochani nie wiem kiedy ukaże się ten wpis, ale ja akurat piszę go w południe, w leniwą, majową niedzielę. Kończy się majówka, prawie całą spędziłam w pracy. Ale dzisiaj…Dzisiaj, to ja zamierzam się radować! Zaraz zamówię sobie obiad, bo lubię sam akt jedzenia, potem zrobię sobie kawę i poczytam ciekawą książkę. Może zadzwonię do przyjaciół, a może pójdę na spacer i zachwycę się kwitnącym bzem. Na pewno będę każdemu dobrze życzyć 😊
Karolina Panthera Strzelczyk
0 komentarzy