Sobota 21.02.2015r.
Pobudka godzina 6:30 wstałem z łóżka bezproblemowo. Bez ociągania i zaspanych oczu ruszam parzyć kawkę na wyjazd. Trochę pomieszałem składniki, posłodziłem, dodałem mleka i gotowe! Termosik zakręcony i spakowany. Przekąsiłem jedną bułkę z pasztetem domowego wyrobu, popiłem dwoma łykami kawki po czym ruszyłem się dalej pakować. Jako iż w mieszkaniu było jeszcze ciemno zmuszony byłem skorzystać ze świecącego długopisu by odnaleźć kluczyki do auta wraz z papierami 🙂 Oj jak on się bardzo przydaje…
Ruszam o 7:20 i bez włączania radia jadę w kierunku Wrocławia. Jadę spokojnie by nie kusić losu i nie otrzymać mandatu jak poprzednim razem gdy wybierałem się na targi do Katowic. Gps praktycznie się nie odzywa jedynie gdy zbliżam się do ronda. Prosta droga więc zawsze miła Pani z telefonu informowała mnie bym zjeżdżał drugim zjazdem. Postanowiłem włączyć sobie radio by umilić podróż.
Nim się spostrzegłem jechałem już 110km/h drogą ekspresową a później autostradą. Dzwonię do Zinki, by dowiedzieć się czy dojeżdżają z Sethem do Wrocławia. Plan był taki by dojechać tam na 9, czyli godzinę przed otwarciem Hali.
– Halo, Halo, gdzie jesteście?
– Śmigamy autostradą, mamy jakieś 50 km do Wrocka.
– Ja mam 30! To trochę zwolnię, żeby za wami nie czekać…
– Jak będę na miejscu to zadzwonię i się znajdziemy.
– Świetnie, do zobaczenia!
Zjeżdżam z autostrady i kieruje się chyba w stronę centrum. Gps już pozwala sobie na więcej i zaczynam się zastanawiać czy w ogóle dobrze mnie kieruje. Ok są już tramwaje więc pewnie jestem bliżej środka miasta, ruch jak w Paryżu, nie brakowało również piratów drogowych przejeżdżających na czerwonym świetle. Wjeżdżam w coraz to mniejsze brukowane uliczki zastanawiając się czy tramwaj jadący obok mnie nie przytrze mi lusterka. W końcu jednak jadę na jakąś dwupasmówkę. Na światłach dostrzegam tablicę „Hala 100 lecia” ze strzałką w prawo. Zerkam na Gps, a ten twardo pokazuje, że mam jechać prosto. Ok Gpsku ufałem ci już przez godzinę i 20 minut to zaufam ci jeszcze trochę…
W końcu docieram pod Halę. Jest i słynna szpica. Pojawia się jednak problem z miejscem parkingowym. Krążę naokoło szukając czegokolwiek. Zdesperowany wjeżdżam na parking hali 100lecia. Bramka, bilet, i wjazd do podziemia. Zastanawiałem się właśnie nad cennikiem, kiedy nagle wyłonił się przede mną Pan z obsługi parkingu. Pytam ile zapłacę za 8h postoju na tym nowoczesnym parkingu. Facet zaczyna przeliczać: pierwsza godzina za 5zł, druga za 4zł, trzecia za 3zł, a każda kolejna za 5 zł. To 8h wyjdzie gdzieś… czterdzieści coś.
– Ok trochę drogi interes, jak wyjadę teraz to będę musiał coś płacić za 1 godzinę?
– Nie, ma pan 10 min na wyjazd bez opłaty.
Zamykam szybę i wieję z podziemnego parkingu gdzie pieprz rośnie…
Dotarłem w okolicę Zoo po czym dzwoni Zinka, że już są na miejscu i zaparkowali w jakiejś bocznej uliczce. Podają mi namiary na GPS, wklepuję i po 3 minutach jestem na miejscu. Zgraliśmy się idealnie. Godzina 9:00 tak jak planowaliśmy! Moc jest z nami!
Zabieramy wszystkie potrzebne rzeczy, ale już widać, że nie starczy nam rąk. Trzeba będzie iść na dwa razy. Z torbami, plecakami i siatkami zabieramy: akumulator, laptopa, książki, RedEya, plakaty, ulotki, stolik no i oczywiście krzesła. Biedny Seth sam dźwigał akumulator, teraz wiem jak musiał cierpieć…
Drzwi główne zamknięte, obchodzimy halę zgodnie z ruchem wskazówek zegara i docieramy do zachodniego skrzydła. Docieramy do biura organizatorów i otrzymujemy plakietki wystawców.
Nasza miejscówka sąsiadowała ze strefą Jogi oraz przemiłym Panem masażystą. Niedaleko znajdowała się kawiarenka w której jak się okazało serwują wyśmienite pierogi.
Rozłożyliśmy nasze tobołki a stolik obkleiliśmy plakatami. Szybko okazało się, że nie są wodoodporne, gdyż przez przypadek rozlała się nam kawa z mojego magicznego termosu. Zinka ratowała sytuację chusteczkami, a wszelkie powstałe w skutkach niedociągnięcia maskowały instrukcje Reda. Po szybkim suszeniu plakatów zjadłem bułkę z ziarnami…
Całość prezentowała się już całkiem nieźle, redy, książki, dzienniki snów, świecące długopisy, ulotki, wizytówki, nie brakowało nawet wydrukowanej instrukcji do RedEye’a!
Nim się obejrzeliśmy była już godzina 10:00 i powoli zaczęli pojawiać się pierwsi zwolennicy ezoterycznej imprezy. Skorzystałem z okazji i kupiłem goździkową pastę bez fluoru. Napoiłem się również świeżymi sokami wyciskanymi przez wolnoobrotową maszynę. Muszę przyznać, że sok jabłkowy z dodatkiem szpinaku smakował rewelacyjnie! Przechadzając się po alejce i obserwując innych wystawców rozpoznawałem znajome twarze z Katowic. Było kilka wróżek, sprzedawców miodu, sprzedawano również książki. Dziwna sprawa nikt nie miał „OOBE. Drugie życie poza ciałem” w swojej ofercie.
Siedzimy i rozmawiamy na różne tematy, co jakiś czas podchodzi ktoś do nas i zabiera przykuwającą oko ulotkę z RedEye’m i Ścieżkami Szamana. Seth wpada na pomysł by przynieść z samochodu pozostałe Redy.
– Czemu nie? Idźcie z Zinką a ja przypilnuję stoiska.
Nagle podchodzi do mnie człowiek, któremu widać podróże astralne nie są obce. Rozmawiamy chwilę, po czym nim się obejrzałem wypisywałem już dedykację z autografem. Czas się w końcu za to zabrać! Stwierdził sympatyczny człowiek po czym zniknął wśród tłumu ludzi… W tym czasie pojawił się Seth z Zinka z Redami.
Czas zrobić jakąś przykładową koncentrację! Po prawidłowym sparowaniu urządzenia mogliśmy trochę się zrelaksować. Seth jako pierwszy założył słuchawki i rozpoczął sesję. Zinka w tym czasie zaczęła zwiedzać halę targową, więc może tylko żałować, że nie widziała mistrzowskiej koncentracji. Spoglądam na wykres a tam sekunda po sekundzie tworzy się schodek. Seth z zamkniętymi oczami siedzi i ku zdziwieniu przechodzących ludzi robi sesję koncentracji. Duże słuchawki Philipsa z pewnością przykuwały uwagę. Zastanawiałem się jak to możliwe, żeby zrelaksować się w tych warunkach, hałas jak na dworcu kolejowym, co jakiś czas pan ze stoiska obok uderzał dźwięcznie w Gong. A jakby tego było mało dość często zdarzały się trzaśnięcia drzwiami z pobliskiej toalety. Seth jednak twardo, jakby miał zaraz wyjść z ciała, siedział i pogłębiał koncentracje. Po chwili ściąga słuchawki, abym teraz ja mógł sobie odbyć sesyjkę.
Pewnie podłączam elektrody, zakładam słuchawki i startuję. Sygnał nie chce nawet drgnąć. Co jest grane? Normalnie nie mogłem się nadziwić jak to możliwe. Słyszałem dźwięki otoczenia jakbym miał głowę włożoną do wielkiej butelki, dodatkowo pozycja siedząca nie sprzyjała rozluźnieniu. Po paru minutach stwierdziłem, że coś jest nie tak. Co prawda parę schodków się pojawiło, co było widoczne gdy przerwałem koncentrację, ale nie mogłem być z tego zadowolony.
– Co jest grane? Wykres prawie się nie zmienia.
– Ustawię Ci inne parametry generatora dla 1 zakresu, urządzenie stanie się czulsze, to powinno pomóc – stwierdził Seth.
– Ok to próbuję od nowa!
Założyłem słuchawki ale efekt był niemal taki sam jak poprzednio… Lekki relaks, ale nie pogłębiający się. Ustawiliśmy Reda na programie drugim, sam pomiar GSR bez potwierdzania świadomości. Zauważyłem ciekawą prawidłowość, wyczekiwałem sygnału kiedy mam potwierdzać świadomość. Gdy go nie było po prostu odczuwałem, że czegoś mi brakuje, co chyba samo w sobie mnie dekoncentrowało. Tak czy inaczej okazuje się, że trening koncentracji powinno się wykonywać w różnych warunkach. Chyba jestem przyzwyczajony do komfortowej sytuacji, ciemność, cisza i wygodne łóżko. Czas to zmienić! Na szczęście RedEye jest urządzeniem niezależnym od komputera więc można robić koncentrację dosłownie wszędzie!
Nasze stoisko odwiedzają kolejni zwolennicy podróży astralnych. Widać, że są osoby, którym Robert Monroe nie był obcy. Fajnie jak ktoś jest trochę w temacie i wie, że coś takiego jak opuszczanie ciała w ogóle istnieje. Wyjaśniamy na czym polega działanie RedEye’a oraz jakie to ma ogromne korzyści w praktyce OOBE. Na koniec daję ulotkę z namiarami na Instytut i książkę z autografem.
Dostrzegam znajomą twarz, to Sofia z forum IRN. Przywitanie wymiana uśmiechów i krótka rozmowa. Okazuje się, że całkiem zapomnieliśmy o imprezach towarzyszących targom takich jak koncert bębnów szamańskich. Zinka szybko podłapuje temat i z Sofią udają się na salę by posłuchać uzdrawiających dźwięków bębnów. W sumie fajna sprawa, zawsze mnie ciągnęło w te klimaty, no ale co tam, ktoś przecież musi pilnować stoiska.
Czas leci w nieubłaganym tempie, i nagle pojawiają się znajome twarze Obemaniaków. Stara gwardia z Wrocławia Kazik i Amen.
– Co wy tu robicie? Pytam zaskoczony.
– Jesteśmy tradycyjnie na targach, zaraz będziemy lecieć na chodzenie po węglach. Słyszeliśmy, że też będziesz tutaj.
– Fajnie was spotkać, co tam słychać dalej wychodzicie z ciała?
– No pewnie! Chociaż nie udzielamy się już tak w internecie, a forum to odwiedzamy raz na pół roku. Napisałeś książkę?
– A tak, jest i kniga pokazujemy tez ludziom Redeye’a pomocnego w koncentracji!
Szykowała się wieczorem impreza na mieście z ekipą Obemaniaków z wrocławia. Ah gdybyśmy wiedzieli o tym wcześniej…
Po chwili zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę i chłopacy musieli lecieć dalej, by załapać się na żarzące węgle.
Wśród tłumu rozpocząłem poszukiwania Miai z forum IRN, która mam nadzieje po tych targach nieco bardziej się uaktywni w pisaniu postów. Gdy ją odnalazłem od razu zaproponowałem sesję z Redem co chyba ją tylko wystraszyło. Dopiero dała się przekonać po kilku godzinach.
Wielkim zaskoczeniem okazała się sesja, którą wykonała Sofia. Po podłączeniu jej do Reda śledziliśmy ekran laptopa i nie dowierzaliśmy własnym oczom. Pięła w górę krzywą relaksu, i to w takich warunkach! Spadki które widać na wykresie były powodowane trzaskającymi drzwiami. Mimo to w ciągu 30 min Sofia zbudowała sobie bardzo ładny relaks. Na drugi dzień po targach napisała na forum: „Poza tym miałam okazję poeksperymentować z RedEye i nie wiem jak to wyjaśnić ale strasznie polubiłam to urządzonko i jakoś teraz nie mogę przestać o nim myśleć. Podczas relaksacji czułam jakbym była w kosmosie a potem na statku kosmicznym…”.
Ja czułem się podobnie gdy dałem się namówić na wypicie dziwnej Yerby Mate w postaci oranżady. Smak dawał chyba większego kopa niż sama kofeina, która była tam zawarta. Brak jedzenia i popitka tym trunkiem powodowała bardzo ciekawe doznanie…
Na wrocławskich targach niezwykłości było sympatycznie, bliżej się poznaliśmy, uśmialiśmy się i w pogodnych nastrojach zapakowaliśmy cały nasz bagaż w drogę powrotną. Niosąc krzesła nadwyrężyłem sobie prawy bark, ale cieszę się, że ulżyłem Sethowi w dźwiganiu akumulatora. Zagadkowym zdaje się dziwne działanie Gpsa, który nagle przestał widzieć satelity. Gdy już ustaliliśmy jak będziemy wracać do domu nagle znajoma Pani z mojego telefonu oznajmiła na głos, że wyliczyła trasę powrotną. Szybki zoom i widzę, że trasa wiedzie przez Psie Pole. Ok jadę więc sam bo nikogo nie mogę zabrać po drodze. Pożegnaliśmy się i rozjechaliśmy w swoją stronę. Wrocław nocą wygląda całkiem magicznie, a co się działo w okolicach Psiego Pola nawet nie będę wspominał… Powiem tylko, że Wrocław bardzo się bronił by wypuścić mnie z powrotem do domu, a miła Pani w telefonie nie potrafiła mi pomóc…
Robert Noble
0 komentarzy